Pewnie większość z Was go ma, lub słyszała o nim. Ja także postanowiłam dołączyć do posiadaczek tego rozświetlacza, bo nie wystarczało mi już tylko słuchanie o nim. Jeżeli jesteście ciekawe mojej opinii to zapraszam do dalszej części postu...
* * *
Jak widać na zdjęciu powyżej, taki rozświetlacz zapakowany jest w kartonik, na którym jest nasza bohaterka, czyli Mary-Lou, która widnieje również na głównym pudełku rozświetlacza. Całość jest utrzymana w nastroju Pin-Up Girl, jak reszta produktów z firmy TheBalm.
Jak widać na opakowaniu firma jest też znana z gier słownych i ciekawych pomysłów. (Mary-Lou Manizer = luminizer, womanizer).
Zdjęcie poniżej pokazuje, że po otwarciu pudełeczka mamy małe lusterko, które jest dobre, ponieważ nie powoduje zmiany w kształcie twarzy.
(Cena ok. 70-80 zł)
* * *
Rozświetlacz Mary-Lou Manizer jest mocno napigmentowany, utrzymuje się bardzo, bardzo długo i ma odcień dość neutralny, ponieważ będzie pasować do większości typów urody i karnacji. Ten odcień wpada w stare złoto, w innym świetle jest bardziej chłodny, nie powoduje efektu brudnej twarzy, i nie posiada tzw. brokatu w sobie. Bardzo dużo rozświetlaczy ma to do siebie, że zamiast drobnozmielonych drobinek, które powodują efekt mokrej twarzy lub tafli, jak w przypadku Mary-Lou, mają gruboziarnisty brokat, lub po prostu jest on widoczny. A w rozświetlaczach nie o to chodzi. Rozświetlacz został stworzony do tego, aby nadać skórze zdrowego blasku a nie efektu świecącego jak choinka w sylwestra, że tak to ujmę.
Oprócz Mary-Lou można też natknąć się na Cindy-Lou, która wpada w róż i Betty-Lou, która jest raczej przeznaczona dla osób o bardzo ciemnej karnacji.
Dodam jeszcze, że jest to produkt wielofunkcyjny, ponieważ można go stosować nie tylko na szczyty kości policzkowych, ale także jako cień do powiek, np. w wewnętrznym kąciku oka, na rozjaśnienie łuku brwiowego oraz na łuk kupidyna.
* * *
Mam nadzieję, że post okazał się przydatny tak jak Mary-Lou Manizer mnie :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz